sobota, 20 sierpnia 2011

Cześć.

If I am the storm
if I am a wonder
will I have flashlights, nightmares
sudden explosions?

No bo cóż. Wolałbym momentami cicho się wpakować w jakiś archetyp i wyciąć większy kawałek mózgu odpowiadający za świadomość.
I zapomnieć, że to są moje ręce, a nie to ja jestem ich częścią, że mogę sprawdzać w lustrze jak wygląda środek moich pleców, że wstaję i czuję jak pozlepiane wargi i powieki próbują mnie obudzić i uświadomić mi, że to już czas zacząć być sobą, a nie półżywym fragmentem materii ( ukochana cząstko anty-mnie, mam nadzieję, że chociaż Ty w paralelnym świecie masz więcej szczęścia). Frakcje uczuć prawidłowo ułożone i priorytety nadane, potrzebny jest fizyczny spokój, bez niego się nie obędzie jeśli w końcu chcę wrócić do domu linią prostą. Wolny czas zmienia się w czas jeszcze wolniejszy, oscylujący pomiędzy obowiązkiem i przyjemnością, próbujący wcisnąć pod powieki kilka ziaren piasku, na chociaż kilka minuta, żeby jakkolwiek funkcjonować kolejnego ranka, a fusy z pitej szybko kawy zostają w zębach i już jestem gdzie indziej, po prostu czasem nie wiem jak ciepło powinienem traktować świat zewnętrzny, a jeśli nie potrzebuję już niczego więcej, to jak mam sprawić radość dnia powszedniego panaceum, które spowoduje, że między głoski będą mi się wpychać same arystotelesowskie cnoty?
Nie proponuje sobie żadnych alternatyw, proponuję sobie bycie poprzez aktywność, bo tylko tak je rozumiem.
Miłość sama w sobie nie jest trudna, jako towar ( daj spokój, jesteśmy społeczeństwem konsumentów, każdy powinien tak na to patrzeć) ma też jego przymioty, na jej jakość pracujemy razem, w dobie zaniku wszelkiej tkliwości ( wypracowane wzorce, wyczytane z podręczników o samorealizacji) i pragnienia łatwego zaspokajania popędu musimy sobie wyjść naprzeciw i zapomnieć, że czasem nie warto tyle myśleć, jeśli się chce wytrącić z siebie to, co najlepsze i dziś już tak bardzo deficytowe. W teorii wszystko jest proste, reszta też jest do przełknięcia, obiecuję.