niedziela, 29 lipca 2012

o.

Gdzieśtam po audioriver.
Muzyka już nie jest tak łatwa.
Słowa zresztą też.
Liczby w sumie.

Mam półmetek wakacji, trochę iskier pod stopami, trochę żaru z płuc, trochę więcej tłuszczu między żebrami. Futro z długich łańcuchów, bandaże i dziurki na oczy, bardzo wiele rozmaitych, bezmyślnych bodźców. Migające stroboskopy, lepkość, duża, nieprzyjacielska lepkość przedmiotów. Woda angielska już skwaśniała, coraz mniej słowników ma swoje miejsce w przegubach, w bruzdach. Coraz więcej intuicyjnego rozumienia, że przez samo się, to się nie jest, nawet w ćwierci, kwarcie, milimolu bytu.
Skłonność do niczego, jest skłonnością do-niczego, jak można jej nie porządkować, wypielać, mielić między zębami jak chrząstkę z kurczaka, albo niedosmażoną karkówkę łapczywie połkniętą, produkującą w żołądku sytość. Jak można się nie sprzeciwiać zanikom, ile takiej siły sprzeciwu jest, a ile już zmarnowane, że ciągle warto, że może jeszcze jeden dzień, że paznokcie będą nieobgryzione, ludzie przyjemni, pachnący powidłem epoki, jakąś ciszą, czymś dobrym, godnym, wartym przyczepu. A tak to tylko ślina i kurwy rzucane przez parapety, więcej pociągu do taniego piwa, jeszcze trochę kurw i coraz więcej pociągu do taniego piwa. Jakąś szybę rozbić w samochodzie, prosty masujący poczucie spełnienia skurcz ręki i kamień leci. Wszystko jest w porządku, wcale nie mówię, że chciałbym tak jak piszę, nie wiem już dokładnie jak to się dzieje, że tyle przepada, że wszystko jest jakąś papką.

Cytcyt

Jeszcze off w Katowicach i głęboki oddech.
Rozpiera mi głowę, rozplątuje, miernie kojarzy.
Trzeba się wyzbyć pozbyć poregenerować, póki jeszcze jest co.

http://soundcloud.com/materac/summertime

Dźwięki też mi gorzej wychodzą.