niedziela, 6 października 2013

Świetnie.
Wytłumacz mi jak to jest, że nie mamy pojęcia kim jesteśmy, w jak dużym stopniu definiują otaczający nas ludzie.
Byłem w Krakowie na weekend i jednego dnia spotkałem tych, którzy towarzyszyli mi od gimnazjum, a nawet wcześniej, aż do dzisiaj.
Nie potrafiłem się zachować, wyrywałem elementy swojej osobowości i próbowałem je uściślić, rozminąć się z prawdą, przypomnieć sobie, jak dobrze było być blisko nich, a jednocześnie czułem się tak okropnie obcy i samotny w tym swoim behawiorze. Nie wiem dlaczego tak proste, ledwo uchwytne, a jednak wyłapywalne zmiany uruchamiają się z taką łatwością. Gdy się kumulują i zaczyna Cię przytłaczać świadomość,że nie masz pojęcia kim jesteś, chyba wybierasz tą drogę rozumowania - nie wiesz i tyle. Zajmij się sobą i swoją elastycznością, naciesz się tym, że potrafisz być. Z drugiej strony jednak jestem naładowany i dowartościowany - schlebia mi strasznie to, że mnie lubią, że jestem warty przebywania, że ich umiem rozbawić, zrozumieć. To jest taka łagodna przyjemność, błoga świadomość.

Teraz jest dobrze, wiesz, ogromnie dobrze, nie wiem jak mogłem siebie zagubić pod tym gąszczem poniedziałków i śród. Człowiek wolny jest naprawdę przepiękny. Czuję taki jing-jang, jakbym mógł się przytulić do osoby, którą byłęm przez ostatnie lata i zaakceptować ją, i jej ułomność, by w końcu się zlać we fluid czysty i prawdziwy, odpowiedni, zaplanowany i przemyślany. Mówi się, że trzeba jakoś gonić za tym, czego się pragnie, ja już za niczym nie gonię, nie muszę. Krew mi rozgrzewa każdy element ciała, a ja już nie jestem ciałem tylko mgłą, którą się roztaczam. Dzisiaj rano szedłem skacowany przez praktycznie puste krakowskie ulice i tak się czułem, ale nie był to cień, tylko dojrzewanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz