niedziela, 27 października 2013

Dobrze.
Przeżyłem 4 słodkie dni.
Chodzenie spać o 5ej i chemia organiczna.
0 alkoholu
0 nikotyny
od tygodnia
Jedyne, czym się odurzałem to czysta wiedza. Ciężko było przerwać te okresy jadu alkaloidów i alkoholu w moich żyłach i miałem bardzo dużo momentów, w którym gotów byłem się po prostu zepsuć, ale nie. Powoli nad sobą zaczynam panować, stabilizuję się we wiedzy, która napiera na wszystkie emocjonalne aspekty mojego życia i przykrywa je ołowianym puchem.
Mój język staje się bardzo pusty, ma wiele luk. Semantycznych. Pompuję w niego zbyt dużo bezwartościowych określeń.
Na szczęście nie buduję już tak długich zdań jak zwykłem, nie mam już h(i)omerycznych tętnięć serca. Mam za to swoje własne, wypracowane, klarowne.

I myślę
albo nie,
wiem
samotność, czas własny, indywidualny, nieubarwiony żadnym obcym okiem jest czasem konstruktywnym. Ilekroć myślę, jak szybko i niepewnie poruszam się z jego wektorem, to coraz więcej swoich myśli postrzegam jako stratę czasu.
Myśli cenne, najpierwsze, są jak letarg, gdy wypręża się swoją klatkę piersiową, unosząc się na tafli jeziora. Po prostu przychodzą, tworzą, mają w sobie pewną siłę, której sie nie da opisać i zatrzymać. Wystarczy po prostu na chwilę pozwolić palcom przesuwać się po wypukłości klawiatury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz