piątek, 24 czerwca 2011

Muszę być w porządku ze swoim czasem.
Łatwo jest udobruchać godzinę, dwa dni. Problemem staje się kwestia tygodni i miesięcy. Jeśli pozwalam się wymknąć sobie spomiędzy tych spadających ziaren piasku to nie jestem zupełnie przygotowany na przegęszczanie się duszy ( w której istnienie nie wierzę ) i tym samym dostaję w potylicę padając nieświadomym żadnego słowa, które wynikło z moich ust w ciągu ostatnich godzin.

pamiętam że przyjemnie jest spacerować po ulicach, gdy jest już zupełnie jasno i pusto naraz. Światło daje ciut pewności, że się lepiej wszystko postrzega. Chuja prawda, chociaż bardziej podoba mi się określenie wierutne kłamstwo. Gdy wydaję się, że więcej można zobaczyć, gdy jest jasno trzeba być strasznie ubogim wewnętrznie. Nie lubię też pisać o uniwersalności tego słowa łączonego z absolutem, natchnieniem, albo innymi nieokreślonymi rzeczami w które po prostu wierzymy. Jest mi z tym wygodnie, im więcej założeń uda się przyjąć, tym jest łatwiej ufać samemu sobie.

schodzi mi skóra z pleców. Miałem nadzieję, że gdy ją całą zdrapie znajdę tam coś nowego. Nowe plecy są bardziej jednolite i jeszcze obce. Nie rozumiem kąpieli w mleku i dlaczego skóra mi się z nim kojarzy.

postaram się już nie powtarzać, jest mi ciężko, ale nie na tyle, żeby nie pisać nic.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz