środa, 27 lipca 2011

No i co tam się dzieję?

Znowu komuś opowiedziałem pół swojego życia, zaczyna mnie z dnia na dzień coraz mniej obchodzić co rzeczywiście się ze mną działo dalej niż trzy dni wstecz. Nie mogę wypuścić z krwiobiegu róży, która się tam pętli i teraz na pewno będzie kwitła najtkliwiej, w końcu rozstania sprawiają, że klarują się nasze imiona i będziemy je mogli postawić obok siebie i stwierdzić, że to zawsze było ich miejsce. Miota mną, wyciągam ręce żeby znaleźć ich odpowiedniki i zastygam przed snem w embrionie. Powrót do pierwszych myśli, uosabianie się z uczuciami i flary wspomnień, czyli próba wypracowania mechanizmu na wszystkie noce, które mi będą mknąć bez Ciebie. Powoli będę szukał słów, nie wiem jak krucho na razie brzmią

Przedarła się tu kobieta
z zlepku żył sklejona na prędce
pewien jestem, jest błoga
pełnia jej ust rozmywa się na mnie
grzechy ponoć smak mają gorzki
ona ma smak oleandrów.

niedziela, 24 lipca 2011


To całkiem oczywiste, że w płaszczyźnie nieciężko uszyć sobie jakiś kawałek genu. No ale co z teorią strun, gdzie operujemy w 10 albo 26 wymiarach matematycznych, jak wtedy rozumieć swój behawior, gdzieś pośród syntezy etyki, filozofii i psychoanalizy? Unifikacja nigdy nie będzie możliwa, jesteśmy zbyt subiektywnymi zołzami, żeby się skupić na czymś uniwersalnym, chociaż słońce wschodzi na zachodzie a zachodzi na wschodzie i na odwrót, to wszystko może być pojmowane przez ledwie namacalny strzęp świadomości. Okazjonaliści Ci wytłumaczą, że świat materialny i duchowy są ze sobą niezwiązane, tylko idealnie zsynchronizowane i myśl w Twojej głowie pojawia się nie, bo Ty ją powołałeś do życia.
Wierzę w to co jest wygodne, przepraszam.

Muszę powybierać więcej synestezji z czasu rzeczywistego, ochłonąć i porozmawiać w końcu z papierem w takt białego wiersza, który mimo żadnego porządku, jest schematyczny, jak większość rzeczy które zasycha, zrzucone spod palców. Żebra się powoli rozsuwają, ptak, którego dobrze znam próbuję mi powiedzieć, że niewiele trzeba na razie mówić, tylko dać czasowi czas.

I'd carry chaos within, to give birth to the dancing star.

wtorek, 19 lipca 2011

How do you think I can make you feel better?

sobota, 16 lipca 2011

Jestem bardzo mało pragmatyczny, chociaż wiem dobrze że przekonania nie przekładają się na zachowanie, a przynajmniej nie tak bardzo, jak powinno to z nich wynikać.

Popatrz jaki jestem młody, jaki elastyczny worek ze skóry mnie oplótł, jak wdycham alkohol etanowy i sięgam dłońmi między zapisane kartki. Tutaj jest pół roku Twojej pracy, na parapecie za tobą jakieś 3 miesiące w szafce tydzień, może dwa wypisane solą. Jeszcze raz omiotę pokój i znajdę pół swojego życia w zindeksowanej wiedzy i ilustracjach, później jeszcze na chwilę na biblioteczkę wychodząc z pokoju i moje pojęcie o ludziach zostało odświeżone przez pamięć. Teraz potrzebuję czegoś prostego. Herbaty z płatkami białej róży, książki, wiedzy o tym co to jest asymptota i wielu wielu innych. Nić Ariadny nie splącze się nigdy w węzeł gordyjski, z tą wiedzą spróbuję ułożyć głowę i ciało, potem znowu je podnieść i powtórzyć, aż do błogostanu, w który wierzę i na pewno jest w moim zasięgu. płonące indywiduum.


Wystarczy zostawić trochę miejsca na usta
gdy na stół padają kości i ciała.
wtedy można chyłkiem wymknąć się śmierci
albo ryzykować i rozpoznać znad jej ciemnych warg
suchą ślinę rana.

piątek, 15 lipca 2011

Raczej nie dopuszczam do siebie myśli że będzie źle, to tak po pierwsze.

Zdarzenia mają to do siebie, że są efemeryczne i nie mogę się zgodzić ze sobą, że rzeczywiście mi nie zależy na niczym. Prawnukowie nihilistów już dawno śpią, staram się zapętlić oddech w zwiędłe maki i tulipany utrwalone na płótnie, żeby i nas śpiących pod nimi utrwalić, nie wpuszczać nocy uchylając okno. ( wyraźny obraz, ale na tyle wieloznaczny, że pozwalam go sobie ożywić)
Budować się nawzajem, szukać śladu swoich dłoni i dotykiem rozcierać informacje na skórze.
Zostały tylko słowa, ja wiem i próbuję separować uczucia, a niedalekie osamotnienie zostawię sobie na koniec, w końcu od niego zacząłem. Krótkie śmierci w czasie, gdy czuję się nienaturalnie żywym przypominają mi o tym, jak mało udało mi się zaznaczyć.

poniedziałek, 11 lipca 2011

all my life where I can't take you on my own.

niedziela, 10 lipca 2011

gdybym znowu zamknął oczy i ustawiał swój pokój na trzech osiach w głowie pominąłbym tyle nieistotnych rzeczy, że właściwie sama jego treść nie miałaby większego znaczenia. Nie znam pojęć rozgraniczających człowieka między to, co posiada. Widzisz, nawet to z czym masz styczność codziennie jest niewyraźne, a jeszcze łatwiej nam przytaknąć na to rozmazane życie, niż szukać błędów boga konstruktora. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć obrazów podsuwanych moim oczom, ale przynajmniej próbowałem je modyfikować, tak żeby było mi dobrze. Człowiek jest jedną wielką dynamiczną składnią wektorów. Myśli je posiadają, uczucia je posiadają, a właściwie wektory to przecież pojęcie sztuczne, tak samo jak sztuczna jest próba szukania jasnych odpowiedzi.
Potrzebuję wygodniejszego życia przy czyimś boku ( proszę, przecież wiem że potrzeby też są ułomne, nie wiem kiedy pozwolę sobie przestać negować.)

piątek, 8 lipca 2011

Wiemy wszystko, ale nie wierzymy w nic.
Nie mam duszy, już wspominałem i będę się tego trzymał. Już jako dziecko oglądając 24 gramy coś mi mówiło, że ludzie to idioci.
Do tej pory niewiele się zmieniło, ale mam coraz większą potrzebę zaprzestania jakichkolwiek ideowych zgryzot.

Wtedy stałbym się zupełnie bezbarwny, może nawet mój wybiórczy daltonizm percepcyjny nie rozpoznałby, że to moje ciało.
Nie piszę. Nachodzi mnie ochota żeby chwycić kartkę i zapisać kilkanaście wersów które mi przebiegły w kilka sekund przez głowę, ale wszystkie długopisy się ode mnie odwracają i zanim na jakimkolwiek szyku zdążę się skupić, wszystko się ulatnia.


Wakacje. Słodki i mdły vermut w ustach i teatime o 5ej rano razem z wrzątkiem pijącym skórę z moich dłoni. Powrót i łopata w rękach, a w głowie unifikacja rzeczy i nihilistyczne odrzucanie większości ważnych spraw. ( skoro nihilistyczne, to przecież już nie-ważne.) Popołudnie w bezpiecznych uściskach i nieważkich słowach.

Wszystko wydaje się tak proste, że nie mam ochoty definiować tego, co się tutaj dzieje.
Otręby, kondensat żurawiny i praca u podstaw, idę sobie przypomnieć jak książę Myszkin radził sobie z tym światem, może nie wyjdzie mi to na złe.

sobota, 2 lipca 2011

personal note:
Dwa tygodnie picia i czas aktywności intelektualnej z 6h spadł do 1,5h, przy czym był niewyobrażalną męczarnią.
Tydzień na odbudowę synaps.
5min wysiłku fizycznego/ 45min nauki.
Motivated, hungry, half-dead, cansado, casi agotado y en teoria no feliz.

work hard/ have fun/ no drama.

piątek, 1 lipca 2011

Moje dłonie otwierają się w kieszeniach, nóż myli bułkę poznańską z moją skórą, więc staram się ją przytulić. Kiedy rzeczy zaczynają się komplikować doceniam rutynę, troska pada czule na wszystko, co mnie odciąga od swoich myśli, żeby tylko nie dać wydrapać sobie tego uczucia, które rzeczywiście nie ma żadnego podłoża, ale trzeba zrozumieć, że nie wszystko co daje szczęście ma sens.

Żegnając Cię odganiam motyle.