piątek, 25 listopada 2011
środa, 23 listopada 2011
Nie ma komu pisać.
Sobie już nie lubię, nie potrafię. Jak się wyślizgnąć z tej powłoki, co kurzem przykrywa i roztocza jedzące moją skórę wyszywają naskórkiem słowa, które już zdążyłem zapomnieć, a lewa ręka nie utrzymuje już długopisu i nie wiem co mam począć. Szukałem definicji i się zawiodłem, szukałem słów i mnie zwiodły i jestem sobie niespokojnie, rozumiejąc, a nie pojmując wydzierającymi się z głowy strzępkami świadomości ( teraz rozumiem że to włosy, beta-harmonijka białek). Wszystko nabrało kształtu, nawet wiem jak się używa wzorów i widzę o dwa albo trzy posunięcia do przodu więcej niż rok temu. Potrafię manipulować w głowie tetraedrami, rozciągać je i wyginać, ale czemu mi to nie daje takiej satysfakcji jak słowo, nie potrafię powiedzieć. Ofiara z głosek na rzecz liczb i zachowania materii, taki się ze mnie stał człowiek. Potomstwo godzin i minut mnożące pustostan i przed snem ciche przypominanie sobie osoby którą się było rok temu. Paznokcie rozwarstwione mam dalej, nie przejmuję się tym, co się regeneruje. Tak chciałbym wierzyć w siebie, że też wynajdę w sobie zagrzebany pod powłokami ciała duszokształtny okruch świadomości, ale na razie trzeba mi czekać, patrzeć na ludzi i czekać, na siebie poczekać, za daleko do przodu, za wysoko mnie niesie niebieskooki grudzień, czekam aż mnie strąci załamanie roku i inną krzywą pognam, spowrotem do siebie.
Sobie już nie lubię, nie potrafię. Jak się wyślizgnąć z tej powłoki, co kurzem przykrywa i roztocza jedzące moją skórę wyszywają naskórkiem słowa, które już zdążyłem zapomnieć, a lewa ręka nie utrzymuje już długopisu i nie wiem co mam począć. Szukałem definicji i się zawiodłem, szukałem słów i mnie zwiodły i jestem sobie niespokojnie, rozumiejąc, a nie pojmując wydzierającymi się z głowy strzępkami świadomości ( teraz rozumiem że to włosy, beta-harmonijka białek). Wszystko nabrało kształtu, nawet wiem jak się używa wzorów i widzę o dwa albo trzy posunięcia do przodu więcej niż rok temu. Potrafię manipulować w głowie tetraedrami, rozciągać je i wyginać, ale czemu mi to nie daje takiej satysfakcji jak słowo, nie potrafię powiedzieć. Ofiara z głosek na rzecz liczb i zachowania materii, taki się ze mnie stał człowiek. Potomstwo godzin i minut mnożące pustostan i przed snem ciche przypominanie sobie osoby którą się było rok temu. Paznokcie rozwarstwione mam dalej, nie przejmuję się tym, co się regeneruje. Tak chciałbym wierzyć w siebie, że też wynajdę w sobie zagrzebany pod powłokami ciała duszokształtny okruch świadomości, ale na razie trzeba mi czekać, patrzeć na ludzi i czekać, na siebie poczekać, za daleko do przodu, za wysoko mnie niesie niebieskooki grudzień, czekam aż mnie strąci załamanie roku i inną krzywą pognam, spowrotem do siebie.
środa, 28 września 2011
wypłowiałe włosy stają się powoli dobrą alegorią tego co się rozkłada razem ze snem na powierzchni mojej kory nowej.
Nie jest to myśl świetlana, oddech najpierwszy, rozumienie pojęć i coraz dokładniejsze szwy wydzielające granice pomiędzy tym co mi się podoba, a tym co mówią moje usta ( izoluję się od nich językiem, mam momentami ochotę stracić umiejętność artykulacji głosek). Maszyna do bycia pracuje zawziętą igłą i nakłuwa świadomość, a moja głowa to kalejdoskop deformujący mozaiki, co sprawia coraz więcej przerw w ciągniących się jak popołudnia nocach. Próbuję w tym czasie przez chwilę być sobie obcy, coraz rzadziej moja skóra jest dla mnie bezpieczną powłoką i nie da się w niej odpoczywać, zwyczajnie nie da.
Nie jest to myśl świetlana, oddech najpierwszy, rozumienie pojęć i coraz dokładniejsze szwy wydzielające granice pomiędzy tym co mi się podoba, a tym co mówią moje usta ( izoluję się od nich językiem, mam momentami ochotę stracić umiejętność artykulacji głosek). Maszyna do bycia pracuje zawziętą igłą i nakłuwa świadomość, a moja głowa to kalejdoskop deformujący mozaiki, co sprawia coraz więcej przerw w ciągniących się jak popołudnia nocach. Próbuję w tym czasie przez chwilę być sobie obcy, coraz rzadziej moja skóra jest dla mnie bezpieczną powłoką i nie da się w niej odpoczywać, zwyczajnie nie da.
niedziela, 25 września 2011
środa, 21 września 2011
Moja nieśmiertelność jest krótka
ale pewna.
Cześć.
Czasem boję się, że izoluję się od religii tylko dlatego, że mam straszną ochotę w nią uwierzyć. Tak sobie myślałem śpiąc na kacu w samochodzie z urwaną anteną, na której łapało co kilka kilometrów transmisję z mszy.
Nie bez pardonu sobie myślę o przypowieściach i o tym jak łatwo jest interpretować mi w taki sposób, w jaki jest mi wygodnie, jak zwężają mi się oskrzela od naporu alergenów i przeciwciał Ige i gęstnieje mi krew w żyłach, jak rozciągam skórę twarzy w którymś z grymasów, jak przesypiam noce bez żadnego niemdłego snu, jak mi się bełta id, bo wylinieję za tydzień albo dwa i spróbuję policzyć kamienie milowe pochowane po kieszeniach zeszłosezonowych kurtek zimowych.
Głaszczę psa gdy wracam do domu, potem myję dokładnie ręcę, najpierw z odrazy do czasu, który zmarnowałem na błahe czynności, potem do myśli o błahych czynnościach, zastanawiam się jakbym się bez nich obył. Nie wymagam tego, żeby to było sensowne, po prostu za bardzo się staram sens znaleźć.
O suszeniu
ale pewna.
Cześć.
Czasem boję się, że izoluję się od religii tylko dlatego, że mam straszną ochotę w nią uwierzyć. Tak sobie myślałem śpiąc na kacu w samochodzie z urwaną anteną, na której łapało co kilka kilometrów transmisję z mszy.
Nie bez pardonu sobie myślę o przypowieściach i o tym jak łatwo jest interpretować mi w taki sposób, w jaki jest mi wygodnie, jak zwężają mi się oskrzela od naporu alergenów i przeciwciał Ige i gęstnieje mi krew w żyłach, jak rozciągam skórę twarzy w którymś z grymasów, jak przesypiam noce bez żadnego niemdłego snu, jak mi się bełta id, bo wylinieję za tydzień albo dwa i spróbuję policzyć kamienie milowe pochowane po kieszeniach zeszłosezonowych kurtek zimowych.
Głaszczę psa gdy wracam do domu, potem myję dokładnie ręcę, najpierw z odrazy do czasu, który zmarnowałem na błahe czynności, potem do myśli o błahych czynnościach, zastanawiam się jakbym się bez nich obył. Nie wymagam tego, żeby to było sensowne, po prostu za bardzo się staram sens znaleźć.
O suszeniu
środa, 7 września 2011
asdzxc
I na znikomość wszelkich naszych prac
Na koszmar nocy i na bezsens dnia
(...)
Na wszystko co jest udziałem naszym
Błagamy wzgląd miej ironiczna Pani
Wybrałem tylko cztery wersy. Według Kanta w człowieku nie ma nic dobrego, oprócz dobrej woli, a samo to, że ją ma, jeszcze go dobrym nie czyni. Nie czuję w sobie nic dobrego, drętwieję od środka, wypluwam nieskładne wersy i zaczynam powoli zaglądać do kobierców pustki. Z pisaniem człowiekowi jest źle, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że on o tym nie wie. Tak nieudolnie, osiemnasty rok, tak bezbarwnie, rzekomie, bez znaczenia.
Na koszmar nocy i na bezsens dnia
(...)
Na wszystko co jest udziałem naszym
Błagamy wzgląd miej ironiczna Pani
Wybrałem tylko cztery wersy. Według Kanta w człowieku nie ma nic dobrego, oprócz dobrej woli, a samo to, że ją ma, jeszcze go dobrym nie czyni. Nie czuję w sobie nic dobrego, drętwieję od środka, wypluwam nieskładne wersy i zaczynam powoli zaglądać do kobierców pustki. Z pisaniem człowiekowi jest źle, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że on o tym nie wie. Tak nieudolnie, osiemnasty rok, tak bezbarwnie, rzekomie, bez znaczenia.
sobota, 20 sierpnia 2011
Cześć.
If I am the storm
if I am a wonder
will I have flashlights, nightmares
sudden explosions?
No bo cóż. Wolałbym momentami cicho się wpakować w jakiś archetyp i wyciąć większy kawałek mózgu odpowiadający za świadomość.
I zapomnieć, że to są moje ręce, a nie to ja jestem ich częścią, że mogę sprawdzać w lustrze jak wygląda środek moich pleców, że wstaję i czuję jak pozlepiane wargi i powieki próbują mnie obudzić i uświadomić mi, że to już czas zacząć być sobą, a nie półżywym fragmentem materii ( ukochana cząstko anty-mnie, mam nadzieję, że chociaż Ty w paralelnym świecie masz więcej szczęścia). Frakcje uczuć prawidłowo ułożone i priorytety nadane, potrzebny jest fizyczny spokój, bez niego się nie obędzie jeśli w końcu chcę wrócić do domu linią prostą. Wolny czas zmienia się w czas jeszcze wolniejszy, oscylujący pomiędzy obowiązkiem i przyjemnością, próbujący wcisnąć pod powieki kilka ziaren piasku, na chociaż kilka minuta, żeby jakkolwiek funkcjonować kolejnego ranka, a fusy z pitej szybko kawy zostają w zębach i już jestem gdzie indziej, po prostu czasem nie wiem jak ciepło powinienem traktować świat zewnętrzny, a jeśli nie potrzebuję już niczego więcej, to jak mam sprawić radość dnia powszedniego panaceum, które spowoduje, że między głoski będą mi się wpychać same arystotelesowskie cnoty?
Nie proponuje sobie żadnych alternatyw, proponuję sobie bycie poprzez aktywność, bo tylko tak je rozumiem.
Miłość sama w sobie nie jest trudna, jako towar ( daj spokój, jesteśmy społeczeństwem konsumentów, każdy powinien tak na to patrzeć) ma też jego przymioty, na jej jakość pracujemy razem, w dobie zaniku wszelkiej tkliwości ( wypracowane wzorce, wyczytane z podręczników o samorealizacji) i pragnienia łatwego zaspokajania popędu musimy sobie wyjść naprzeciw i zapomnieć, że czasem nie warto tyle myśleć, jeśli się chce wytrącić z siebie to, co najlepsze i dziś już tak bardzo deficytowe. W teorii wszystko jest proste, reszta też jest do przełknięcia, obiecuję.
If I am the storm
if I am a wonder
will I have flashlights, nightmares
sudden explosions?
No bo cóż. Wolałbym momentami cicho się wpakować w jakiś archetyp i wyciąć większy kawałek mózgu odpowiadający za świadomość.
I zapomnieć, że to są moje ręce, a nie to ja jestem ich częścią, że mogę sprawdzać w lustrze jak wygląda środek moich pleców, że wstaję i czuję jak pozlepiane wargi i powieki próbują mnie obudzić i uświadomić mi, że to już czas zacząć być sobą, a nie półżywym fragmentem materii ( ukochana cząstko anty-mnie, mam nadzieję, że chociaż Ty w paralelnym świecie masz więcej szczęścia). Frakcje uczuć prawidłowo ułożone i priorytety nadane, potrzebny jest fizyczny spokój, bez niego się nie obędzie jeśli w końcu chcę wrócić do domu linią prostą. Wolny czas zmienia się w czas jeszcze wolniejszy, oscylujący pomiędzy obowiązkiem i przyjemnością, próbujący wcisnąć pod powieki kilka ziaren piasku, na chociaż kilka minuta, żeby jakkolwiek funkcjonować kolejnego ranka, a fusy z pitej szybko kawy zostają w zębach i już jestem gdzie indziej, po prostu czasem nie wiem jak ciepło powinienem traktować świat zewnętrzny, a jeśli nie potrzebuję już niczego więcej, to jak mam sprawić radość dnia powszedniego panaceum, które spowoduje, że między głoski będą mi się wpychać same arystotelesowskie cnoty?
Nie proponuje sobie żadnych alternatyw, proponuję sobie bycie poprzez aktywność, bo tylko tak je rozumiem.
Miłość sama w sobie nie jest trudna, jako towar ( daj spokój, jesteśmy społeczeństwem konsumentów, każdy powinien tak na to patrzeć) ma też jego przymioty, na jej jakość pracujemy razem, w dobie zaniku wszelkiej tkliwości ( wypracowane wzorce, wyczytane z podręczników o samorealizacji) i pragnienia łatwego zaspokajania popędu musimy sobie wyjść naprzeciw i zapomnieć, że czasem nie warto tyle myśleć, jeśli się chce wytrącić z siebie to, co najlepsze i dziś już tak bardzo deficytowe. W teorii wszystko jest proste, reszta też jest do przełknięcia, obiecuję.
środa, 27 lipca 2011
No i co tam się dzieję?
Znowu komuś opowiedziałem pół swojego życia, zaczyna mnie z dnia na dzień coraz mniej obchodzić co rzeczywiście się ze mną działo dalej niż trzy dni wstecz. Nie mogę wypuścić z krwiobiegu róży, która się tam pętli i teraz na pewno będzie kwitła najtkliwiej, w końcu rozstania sprawiają, że klarują się nasze imiona i będziemy je mogli postawić obok siebie i stwierdzić, że to zawsze było ich miejsce. Miota mną, wyciągam ręce żeby znaleźć ich odpowiedniki i zastygam przed snem w embrionie. Powrót do pierwszych myśli, uosabianie się z uczuciami i flary wspomnień, czyli próba wypracowania mechanizmu na wszystkie noce, które mi będą mknąć bez Ciebie. Powoli będę szukał słów, nie wiem jak krucho na razie brzmią
Przedarła się tu kobieta
z zlepku żył sklejona na prędce
pewien jestem, jest błoga
pełnia jej ust rozmywa się na mnie
grzechy ponoć smak mają gorzki
ona ma smak oleandrów.
Znowu komuś opowiedziałem pół swojego życia, zaczyna mnie z dnia na dzień coraz mniej obchodzić co rzeczywiście się ze mną działo dalej niż trzy dni wstecz. Nie mogę wypuścić z krwiobiegu róży, która się tam pętli i teraz na pewno będzie kwitła najtkliwiej, w końcu rozstania sprawiają, że klarują się nasze imiona i będziemy je mogli postawić obok siebie i stwierdzić, że to zawsze było ich miejsce. Miota mną, wyciągam ręce żeby znaleźć ich odpowiedniki i zastygam przed snem w embrionie. Powrót do pierwszych myśli, uosabianie się z uczuciami i flary wspomnień, czyli próba wypracowania mechanizmu na wszystkie noce, które mi będą mknąć bez Ciebie. Powoli będę szukał słów, nie wiem jak krucho na razie brzmią
Przedarła się tu kobieta
z zlepku żył sklejona na prędce
pewien jestem, jest błoga
pełnia jej ust rozmywa się na mnie
grzechy ponoć smak mają gorzki
ona ma smak oleandrów.
niedziela, 24 lipca 2011
To całkiem oczywiste, że w płaszczyźnie nieciężko uszyć sobie jakiś kawałek genu. No ale co z teorią strun, gdzie operujemy w 10 albo 26 wymiarach matematycznych, jak wtedy rozumieć swój behawior, gdzieś pośród syntezy etyki, filozofii i psychoanalizy? Unifikacja nigdy nie będzie możliwa, jesteśmy zbyt subiektywnymi zołzami, żeby się skupić na czymś uniwersalnym, chociaż słońce wschodzi na zachodzie a zachodzi na wschodzie i na odwrót, to wszystko może być pojmowane przez ledwie namacalny strzęp świadomości. Okazjonaliści Ci wytłumaczą, że świat materialny i duchowy są ze sobą niezwiązane, tylko idealnie zsynchronizowane i myśl w Twojej głowie pojawia się nie, bo Ty ją powołałeś do życia.
Wierzę w to co jest wygodne, przepraszam.
Muszę powybierać więcej synestezji z czasu rzeczywistego, ochłonąć i porozmawiać w końcu z papierem w takt białego wiersza, który mimo żadnego porządku, jest schematyczny, jak większość rzeczy które zasycha, zrzucone spod palców. Żebra się powoli rozsuwają, ptak, którego dobrze znam próbuję mi powiedzieć, że niewiele trzeba na razie mówić, tylko dać czasowi czas.
I'd carry chaos within, to give birth to the dancing star.
wtorek, 19 lipca 2011
sobota, 16 lipca 2011
Jestem bardzo mało pragmatyczny, chociaż wiem dobrze że przekonania nie przekładają się na zachowanie, a przynajmniej nie tak bardzo, jak powinno to z nich wynikać.
Popatrz jaki jestem młody, jaki elastyczny worek ze skóry mnie oplótł, jak wdycham alkohol etanowy i sięgam dłońmi między zapisane kartki. Tutaj jest pół roku Twojej pracy, na parapecie za tobą jakieś 3 miesiące w szafce tydzień, może dwa wypisane solą. Jeszcze raz omiotę pokój i znajdę pół swojego życia w zindeksowanej wiedzy i ilustracjach, później jeszcze na chwilę na biblioteczkę wychodząc z pokoju i moje pojęcie o ludziach zostało odświeżone przez pamięć. Teraz potrzebuję czegoś prostego. Herbaty z płatkami białej róży, książki, wiedzy o tym co to jest asymptota i wielu wielu innych. Nić Ariadny nie splącze się nigdy w węzeł gordyjski, z tą wiedzą spróbuję ułożyć głowę i ciało, potem znowu je podnieść i powtórzyć, aż do błogostanu, w który wierzę i na pewno jest w moim zasięgu. płonące indywiduum.
Wystarczy zostawić trochę miejsca na usta
gdy na stół padają kości i ciała.
wtedy można chyłkiem wymknąć się śmierci
albo ryzykować i rozpoznać znad jej ciemnych warg
suchą ślinę rana.
Popatrz jaki jestem młody, jaki elastyczny worek ze skóry mnie oplótł, jak wdycham alkohol etanowy i sięgam dłońmi między zapisane kartki. Tutaj jest pół roku Twojej pracy, na parapecie za tobą jakieś 3 miesiące w szafce tydzień, może dwa wypisane solą. Jeszcze raz omiotę pokój i znajdę pół swojego życia w zindeksowanej wiedzy i ilustracjach, później jeszcze na chwilę na biblioteczkę wychodząc z pokoju i moje pojęcie o ludziach zostało odświeżone przez pamięć. Teraz potrzebuję czegoś prostego. Herbaty z płatkami białej róży, książki, wiedzy o tym co to jest asymptota i wielu wielu innych. Nić Ariadny nie splącze się nigdy w węzeł gordyjski, z tą wiedzą spróbuję ułożyć głowę i ciało, potem znowu je podnieść i powtórzyć, aż do błogostanu, w który wierzę i na pewno jest w moim zasięgu. płonące indywiduum.
Wystarczy zostawić trochę miejsca na usta
gdy na stół padają kości i ciała.
wtedy można chyłkiem wymknąć się śmierci
albo ryzykować i rozpoznać znad jej ciemnych warg
suchą ślinę rana.
piątek, 15 lipca 2011
Raczej nie dopuszczam do siebie myśli że będzie źle, to tak po pierwsze.
Zdarzenia mają to do siebie, że są efemeryczne i nie mogę się zgodzić ze sobą, że rzeczywiście mi nie zależy na niczym. Prawnukowie nihilistów już dawno śpią, staram się zapętlić oddech w zwiędłe maki i tulipany utrwalone na płótnie, żeby i nas śpiących pod nimi utrwalić, nie wpuszczać nocy uchylając okno. ( wyraźny obraz, ale na tyle wieloznaczny, że pozwalam go sobie ożywić)
Budować się nawzajem, szukać śladu swoich dłoni i dotykiem rozcierać informacje na skórze.
Zostały tylko słowa, ja wiem i próbuję separować uczucia, a niedalekie osamotnienie zostawię sobie na koniec, w końcu od niego zacząłem. Krótkie śmierci w czasie, gdy czuję się nienaturalnie żywym przypominają mi o tym, jak mało udało mi się zaznaczyć.
Zdarzenia mają to do siebie, że są efemeryczne i nie mogę się zgodzić ze sobą, że rzeczywiście mi nie zależy na niczym. Prawnukowie nihilistów już dawno śpią, staram się zapętlić oddech w zwiędłe maki i tulipany utrwalone na płótnie, żeby i nas śpiących pod nimi utrwalić, nie wpuszczać nocy uchylając okno. ( wyraźny obraz, ale na tyle wieloznaczny, że pozwalam go sobie ożywić)
Budować się nawzajem, szukać śladu swoich dłoni i dotykiem rozcierać informacje na skórze.
Zostały tylko słowa, ja wiem i próbuję separować uczucia, a niedalekie osamotnienie zostawię sobie na koniec, w końcu od niego zacząłem. Krótkie śmierci w czasie, gdy czuję się nienaturalnie żywym przypominają mi o tym, jak mało udało mi się zaznaczyć.
poniedziałek, 11 lipca 2011
niedziela, 10 lipca 2011
gdybym znowu zamknął oczy i ustawiał swój pokój na trzech osiach w głowie pominąłbym tyle nieistotnych rzeczy, że właściwie sama jego treść nie miałaby większego znaczenia. Nie znam pojęć rozgraniczających człowieka między to, co posiada. Widzisz, nawet to z czym masz styczność codziennie jest niewyraźne, a jeszcze łatwiej nam przytaknąć na to rozmazane życie, niż szukać błędów boga konstruktora. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć obrazów podsuwanych moim oczom, ale przynajmniej próbowałem je modyfikować, tak żeby było mi dobrze. Człowiek jest jedną wielką dynamiczną składnią wektorów. Myśli je posiadają, uczucia je posiadają, a właściwie wektory to przecież pojęcie sztuczne, tak samo jak sztuczna jest próba szukania jasnych odpowiedzi.
Potrzebuję wygodniejszego życia przy czyimś boku ( proszę, przecież wiem że potrzeby też są ułomne, nie wiem kiedy pozwolę sobie przestać negować.)
Potrzebuję wygodniejszego życia przy czyimś boku ( proszę, przecież wiem że potrzeby też są ułomne, nie wiem kiedy pozwolę sobie przestać negować.)
piątek, 8 lipca 2011
Wiemy wszystko, ale nie wierzymy w nic.
Nie mam duszy, już wspominałem i będę się tego trzymał. Już jako dziecko oglądając 24 gramy coś mi mówiło, że ludzie to idioci.
Do tej pory niewiele się zmieniło, ale mam coraz większą potrzebę zaprzestania jakichkolwiek ideowych zgryzot.
Wtedy stałbym się zupełnie bezbarwny, może nawet mój wybiórczy daltonizm percepcyjny nie rozpoznałby, że to moje ciało.
Nie mam duszy, już wspominałem i będę się tego trzymał. Już jako dziecko oglądając 24 gramy coś mi mówiło, że ludzie to idioci.
Do tej pory niewiele się zmieniło, ale mam coraz większą potrzebę zaprzestania jakichkolwiek ideowych zgryzot.
Wtedy stałbym się zupełnie bezbarwny, może nawet mój wybiórczy daltonizm percepcyjny nie rozpoznałby, że to moje ciało.
Nie piszę. Nachodzi mnie ochota żeby chwycić kartkę i zapisać kilkanaście wersów które mi przebiegły w kilka sekund przez głowę, ale wszystkie długopisy się ode mnie odwracają i zanim na jakimkolwiek szyku zdążę się skupić, wszystko się ulatnia.
Wakacje. Słodki i mdły vermut w ustach i teatime o 5ej rano razem z wrzątkiem pijącym skórę z moich dłoni. Powrót i łopata w rękach, a w głowie unifikacja rzeczy i nihilistyczne odrzucanie większości ważnych spraw. ( skoro nihilistyczne, to przecież już nie-ważne.) Popołudnie w bezpiecznych uściskach i nieważkich słowach.
Wszystko wydaje się tak proste, że nie mam ochoty definiować tego, co się tutaj dzieje.
Otręby, kondensat żurawiny i praca u podstaw, idę sobie przypomnieć jak książę Myszkin radził sobie z tym światem, może nie wyjdzie mi to na złe.
Wakacje. Słodki i mdły vermut w ustach i teatime o 5ej rano razem z wrzątkiem pijącym skórę z moich dłoni. Powrót i łopata w rękach, a w głowie unifikacja rzeczy i nihilistyczne odrzucanie większości ważnych spraw. ( skoro nihilistyczne, to przecież już nie-ważne.) Popołudnie w bezpiecznych uściskach i nieważkich słowach.
Wszystko wydaje się tak proste, że nie mam ochoty definiować tego, co się tutaj dzieje.
Otręby, kondensat żurawiny i praca u podstaw, idę sobie przypomnieć jak książę Myszkin radził sobie z tym światem, może nie wyjdzie mi to na złe.
sobota, 2 lipca 2011
piątek, 1 lipca 2011
Moje dłonie otwierają się w kieszeniach, nóż myli bułkę poznańską z moją skórą, więc staram się ją przytulić. Kiedy rzeczy zaczynają się komplikować doceniam rutynę, troska pada czule na wszystko, co mnie odciąga od swoich myśli, żeby tylko nie dać wydrapać sobie tego uczucia, które rzeczywiście nie ma żadnego podłoża, ale trzeba zrozumieć, że nie wszystko co daje szczęście ma sens.
Żegnając Cię odganiam motyle.
Żegnając Cię odganiam motyle.
poniedziałek, 27 czerwca 2011
niedziela, 26 czerwca 2011
Nawyk wypełniania godzin ( czas jest linearny, nie da się go wypełnić)
Siedzę na balkonie, palę papierosa, okna otworzyłem na oścież puszczając Arcade Fire i uczę się wykorzystywać wzór Nernsta.
Trochę samotne, prawda? Tak samo jak marzenia o własnym mieszkaniu w którym będą zaparzacze herbaty i geometryczny porządek sztućców oraz talerzy.
Mówię do siebie w pierwszej osobie liczby mnogiej.
Nieźle się trzymam, wino i chleb, sny o kobietach z pędzlami splecionymi z włosów łonowych.
Jeśli się chce tworzyć, trzeba zapłacić, nie da się pozostać takim samym człowiekiem zaczynając poważnie się tym przejmować.
( chodziło mi o głowę, uporamy się z tym)
Siedzę na balkonie, palę papierosa, okna otworzyłem na oścież puszczając Arcade Fire i uczę się wykorzystywać wzór Nernsta.
Trochę samotne, prawda? Tak samo jak marzenia o własnym mieszkaniu w którym będą zaparzacze herbaty i geometryczny porządek sztućców oraz talerzy.
Mówię do siebie w pierwszej osobie liczby mnogiej.
Nieźle się trzymam, wino i chleb, sny o kobietach z pędzlami splecionymi z włosów łonowych.
Jeśli się chce tworzyć, trzeba zapłacić, nie da się pozostać takim samym człowiekiem zaczynając poważnie się tym przejmować.
( chodziło mi o głowę, uporamy się z tym)
You can relay on me honey
you can come any time you want
I'll be around
sobota, 25 czerwca 2011
piątek, 24 czerwca 2011
Muszę być w porządku ze swoim czasem.
Łatwo jest udobruchać godzinę, dwa dni. Problemem staje się kwestia tygodni i miesięcy. Jeśli pozwalam się wymknąć sobie spomiędzy tych spadających ziaren piasku to nie jestem zupełnie przygotowany na przegęszczanie się duszy ( w której istnienie nie wierzę ) i tym samym dostaję w potylicę padając nieświadomym żadnego słowa, które wynikło z moich ust w ciągu ostatnich godzin.
pamiętam że przyjemnie jest spacerować po ulicach, gdy jest już zupełnie jasno i pusto naraz. Światło daje ciut pewności, że się lepiej wszystko postrzega. Chuja prawda, chociaż bardziej podoba mi się określenie wierutne kłamstwo. Gdy wydaję się, że więcej można zobaczyć, gdy jest jasno trzeba być strasznie ubogim wewnętrznie. Nie lubię też pisać o uniwersalności tego słowa łączonego z absolutem, natchnieniem, albo innymi nieokreślonymi rzeczami w które po prostu wierzymy. Jest mi z tym wygodnie, im więcej założeń uda się przyjąć, tym jest łatwiej ufać samemu sobie.
schodzi mi skóra z pleców. Miałem nadzieję, że gdy ją całą zdrapie znajdę tam coś nowego. Nowe plecy są bardziej jednolite i jeszcze obce. Nie rozumiem kąpieli w mleku i dlaczego skóra mi się z nim kojarzy.
postaram się już nie powtarzać, jest mi ciężko, ale nie na tyle, żeby nie pisać nic.
Łatwo jest udobruchać godzinę, dwa dni. Problemem staje się kwestia tygodni i miesięcy. Jeśli pozwalam się wymknąć sobie spomiędzy tych spadających ziaren piasku to nie jestem zupełnie przygotowany na przegęszczanie się duszy ( w której istnienie nie wierzę ) i tym samym dostaję w potylicę padając nieświadomym żadnego słowa, które wynikło z moich ust w ciągu ostatnich godzin.
pamiętam że przyjemnie jest spacerować po ulicach, gdy jest już zupełnie jasno i pusto naraz. Światło daje ciut pewności, że się lepiej wszystko postrzega. Chuja prawda, chociaż bardziej podoba mi się określenie wierutne kłamstwo. Gdy wydaję się, że więcej można zobaczyć, gdy jest jasno trzeba być strasznie ubogim wewnętrznie. Nie lubię też pisać o uniwersalności tego słowa łączonego z absolutem, natchnieniem, albo innymi nieokreślonymi rzeczami w które po prostu wierzymy. Jest mi z tym wygodnie, im więcej założeń uda się przyjąć, tym jest łatwiej ufać samemu sobie.
schodzi mi skóra z pleców. Miałem nadzieję, że gdy ją całą zdrapie znajdę tam coś nowego. Nowe plecy są bardziej jednolite i jeszcze obce. Nie rozumiem kąpieli w mleku i dlaczego skóra mi się z nim kojarzy.
postaram się już nie powtarzać, jest mi ciężko, ale nie na tyle, żeby nie pisać nic.
czwartek, 23 czerwca 2011
No.
Znalazłem świetny słownik odpowiedzi na słowa, których nie potrafię wyodrębnić spośród szlochu. Jestem nadpobudliwie płytki i mówię tylko to, czego się ode mnie oczekuje.
Obce uda rudowłosej kobiety między moimi nogami, zabrana wódka i zimne płytki katolickiej szkoły o godzinie trzeciej nad ranem oraz powrót ze świtem do nieswojego domu. Tak było w miarę okej, teraz pora mi wrócić.
Najpierw woda. Szczerze mi brakuje kontaktu z rutyną, złoty środek wraz z tym, co niesie jest w założeniu czymś, co sobie zaprzecza.
Wrócę do stymulujących ciągów słów, do procesów, których procedury ledwie mi się kojarzą spośród anyżu i piwa z sokiem.
Osobą obcą jestem
już głowie swojej.
Znalazłem świetny słownik odpowiedzi na słowa, których nie potrafię wyodrębnić spośród szlochu. Jestem nadpobudliwie płytki i mówię tylko to, czego się ode mnie oczekuje.
Obce uda rudowłosej kobiety między moimi nogami, zabrana wódka i zimne płytki katolickiej szkoły o godzinie trzeciej nad ranem oraz powrót ze świtem do nieswojego domu. Tak było w miarę okej, teraz pora mi wrócić.
Najpierw woda. Szczerze mi brakuje kontaktu z rutyną, złoty środek wraz z tym, co niesie jest w założeniu czymś, co sobie zaprzecza.
Wrócę do stymulujących ciągów słów, do procesów, których procedury ledwie mi się kojarzą spośród anyżu i piwa z sokiem.
Osobą obcą jestem
już głowie swojej.
poniedziałek, 20 czerwca 2011
duża rozdzielczość niezbyt ambitynch filmów wyświetlanych na zbyt małym ekranie z dużą ilością przerw na papierosy i kieliszki alkoholu z anyżem.
Przejście faz noc - ranek utkwiło w mojej głowie jak kolec. Wszystkie rzeczy potrafią być odrażające. Mój paznokieć zatopiony w wodzie utlenionej i moja skóra nią nasiąkająca zmieniają się w pojedyncze włókna, jak nitki materiału rwą się powoli, a krew skrzypi drzazgą między nimi. Wyobrażam sobie swój rozkład, jako odrobinę więcej wolności, niż mogę osiągnąć myślą. Oglądanie nóg taboretu w pozycji równoległej z podłogą, przesuwanie dłoni, sprawdzanie faktur. Proszę o więcej prostych przyjemności.
pociągnąłem kilka suwaków w dół, wyciszę się.
Przejście faz noc - ranek utkwiło w mojej głowie jak kolec. Wszystkie rzeczy potrafią być odrażające. Mój paznokieć zatopiony w wodzie utlenionej i moja skóra nią nasiąkająca zmieniają się w pojedyncze włókna, jak nitki materiału rwą się powoli, a krew skrzypi drzazgą między nimi. Wyobrażam sobie swój rozkład, jako odrobinę więcej wolności, niż mogę osiągnąć myślą. Oglądanie nóg taboretu w pozycji równoległej z podłogą, przesuwanie dłoni, sprawdzanie faktur. Proszę o więcej prostych przyjemności.
pociągnąłem kilka suwaków w dół, wyciszę się.
niedziela, 19 czerwca 2011
Can't tell if drunk or just happy.
Obok mnie leży paczka papierosów Lucky Strike, kupionych z niepewnością w sieci delikatesów Frac. Do dwudziestu złotych dodałem drobną końcówkę 1,20zł i wyszedłem, rzucając je z uśmiechem człowiekowi, który prawdopodobnie jest dla mnie całkiem ważny.
Ważność jako rzeczownik niewiele znaczy.
Patrzę też na zapisaną w hiszpańskiej gramatyce kartkę papieru i staram sobie przypomnieć odmianę czasu preterito imperfecto. Nieidealna przeszłość to dosyć trafne określenie tego, w co wierzę.
Lepiący się parkiet od rozlanej wody z cytryną, która służyła za dobry dodatek do tequili sprawia, że czuję się odrobinę pewniej na tym świecie.
Wspomnienia to dobra rzecz.
Ważność jako rzeczownik niewiele znaczy.
Patrzę też na zapisaną w hiszpańskiej gramatyce kartkę papieru i staram sobie przypomnieć odmianę czasu preterito imperfecto. Nieidealna przeszłość to dosyć trafne określenie tego, w co wierzę.
Lepiący się parkiet od rozlanej wody z cytryną, która służyła za dobry dodatek do tequili sprawia, że czuję się odrobinę pewniej na tym świecie.
Wspomnienia to dobra rzecz.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
