czwartek, 26 grudnia 2013

Wszystko mnie boli.
Znowu.
To nie jest tak, że potrafie to pojąć, przecierpieć, wymazać, po prostu muszę znieść cały ten ból, na jaki sobie zapracowałem.
Jestem tak mocno odklejony od samego siebie, już dawno skończyły mi się przysłówki i rzeczowniki na tak potworną bezradność.
Wczoraj znowu Cię poczułem. Wróciłaś tak okropnie, w tak wielu miejscach.

Czuję ten bezwiedny pęd następnego dnia, nienawidzę siebie, swojego życia i tego, co straciłem.
Granica mojej jaźni wypala się tak cholernie boleśnie, nie mam pojęcia jak mam zacząć znowu życ.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Jak mnie to boli wszystko
od 8-19ej siedziałem w bibliotece, żeby tylko nie dopuścić do siebie niczego co nie jest chemią organiczną.
Teraz gryzę sobie wargi do krwi
to z lęku.
Łamię się, czuję jak pękają mi żebra, jak całe rusztowanie, podwaliny mojego życia kruszą się, trzaskają napięte na strunie każdego dnia. Jedyne wyjście to sen. Ale i on ledwo mi się mieści w głowie, wybudzam się ze łzami w oczach, nie potrafię opanować niczego, dosłownie, niczego.
Nigdy, nigdy, przenigdy nie myślałem że tak się stanie, że sobie nie dam rady.
Ale to się dzieje a ja nie wiem co robić, nie wiem kogo spytać co robić,ten ścisk w żołądku, w krtani, to całe ciało kurczące się, wijące z bezradności

chce siebie spowrotem


niedziela, 8 grudnia 2013

Zmarszczona Wisła wymiętolona jak moja jaźń
wzburzona jest i niepotrzebna
jak okruch patriotyzmu utkwiony między zębami
Codziennie ją mijam próbując się przewrócić
o poniedziałek jak o krawężnik
żeby zębami zaryć w niedziele
a ona jest jaka była
brudna i śmierdząca żyła miasta
jedyny przerywnik
gdy w tramwaju wymiotuję do środka
ze smutku i tęsknoty

sobota, 7 grudnia 2013

Znów się wysypałem.
Zdałem sobie sprawę ile trucizny w sobie noszę, jak mi głowę rozkłada. Odrywa jednym szarpnięciem wszystkie warstwy, które przykrywały ten smutek w jaźni.
Jestem zupełnie rozbrojony psychicznie i nie chce sobą nikogo skrzywdzić.
Noszę w sobie tak daleko posuniętą i żywą tęsknotę za sobą z tego dramatycznie określonego 'wcześniej', że cała moja krtań i wszystkie moje myśli są nią poprzerastane, chcę to zatrzymać, zapomnieć, ale każdego dnia mi się nie udaje.
Mam nadzieję, że wczoraj było tym, co mnie popchnie do przodu, bardzo dawno nie byłem tak nieprzebranie smutny.
Po prostu, bardzo się boję.

niedziela, 1 grudnia 2013

Znów Cię nie kocham
kolejne przyzwolenie głodu
znów Cię nie kochać.

jakby mi to zachodzące słońce utknęło w gardle
tak Ciebie nie czuję w sobie

Mijam kościół, ktoś się przeżegnał
rzygać mi się chce ( pomódl się za mnie
coraz mniej jestem)

i boję się, że gdybym Cię spotkał
to bym nie poznał
twój głos
jak klej na jaźń
jak klej na jaźń

czwartek, 28 listopada 2013

00:04

Czy to takie proste, napisać ?
Bo jak się czujesz, gdy po całym dniu nie wiesz, nie umiesz rozmawiać ze sobą.
Jestem zbyt zmęczony, nieporządany w swojej własnej głowie.

Ten czas się skończy. Jestem hiperaktywny i ktoś mi powiedział, że im więcej ma się do zrobienia, tym więcej się robi.
Tak jest
i ufam sobie, że rozciągnę się wzdłuż tych dób, będę z nimi żył w zgodzie.
Niczego tak nie cenię jak czasu.

wtorek, 26 listopada 2013

Muszę coś zrobić.
Tj. wiem że chcę, ale nie potrafię.
Cały zeszły rok to dla mnie jedna wielka równia pochyła.

Jestem zdruzgotany faktem, że doszło do mnie kim jestem.

Myślałem, że każdy siebie zna, że to jest łatwe, powiedzieć sobie, wytłumaczyć, zrozumieć. Przecież się tego codziennie uczę.
Ale to nieprawda. W życiu nie wyrządziłem więcej krzywdy niż w tym roku. Naprawdę. Nie tylko innym, ale sobie najwięcej. Przegapiłem moment waloracji swojego egoizmu ponad wszelką normę. Nie zdałem sobie sprawy z braku samokrytycznej kontroli i przerostu zaniku odpowiedzialności nad potrzebą zaspokajania swoich pobudek, co doprowadziło mnie do tego miejsca w którym jestem, albo raczej mnie brak.
Pustostan

Najważniejsze, że już wiem, wiesz?
Najmocniej mnie to trzyma przy tym, żeby się teraz nie rozpaść. Przede mną jeszcze eony czasu, nie wierzyłem, że kiedykolwiek będę żałował tego, kim jestem, ale żałuję.
I żałuję szczerze, ale czuję jakby mi się otworzyło serce, jakbym mógł zacząć czuć.

Proszę, żeby to był ten moment i żebym siebie nie zmarnował i nie zaprzepaścił, jak to do tej pory regularnie się odbywało.


wtorek, 12 listopada 2013

falling in love too fast or far too late
It's all I've learnt from foreign books instead
falling in love with someone for one day
that's what wouldn't hurt so much again

Zacznij od nowa.
Tak mi powiedziała, i zdałem sobie sprawę, że nieważne co się wydarzy, i tak trzeba zacząć od nowa. Każdy dzień jest błogosławiony, bo można zacząć od nowa, można siebie przestrzegać, znowu.

Przepiłem cały weekend, mój mózg umierał i zmartwychwstawał cztery tysiące razy na sekundę, zepsuł się, nie przyjmował najmniejszych strzępków informacji. Gdy wszystko przeze mnie płynie, uchodzi po chwili, czasem chciałbym bardzo to przespać, żeby znaleźć w sobie nową siłę, ale nie.
61% z pierwszego kolokwium z organów
to miało być moje wszystko, miałem w końcu być w czymś dobry.
miesiąc nauki i dalej jestem kompletnie mierny, kompletnie
ze wszystkim tak jest, całe moje życie jest mierne, jeszcze czasem łapię przebłyski czegoś kilka centrymetrów ponad, ale to ucieka, zostaje automatycznie przeze mnie zdegradowane.
Już nie potrafię rozmawiać, przelewać swoich myśli na papier.
Cicho i spokojnie

Zacznę od nowa.

(nie umiem znosić porażek)

sobota, 2 listopada 2013

Dobra.
Dzisiaj jest sobota.

W głowie mam pustkę, próbuję się ożywić, zebrać po bezdennej pustce umysłowej w coś przyzwoitego. I na razie widzę to tak :
Nienawiść do istnienia, odraza do niego jeszcze bardziej nas w nim pogłębia.
Im mocniej, tym więcej.

Oprócz tego nienawidzę soku pomidorowego, ani tego, że dużo wymiotuję po alkoholu. O 5ej rano wchodziłem pod górkę, żeby dojść na stare miasto. Byłem bardzo pijany i zirytowany plątającą się kobietą, która pchała swoje ręce wokół mojej tali balansując między cienką granicą która umacnia mnie w przekonaniu, że ledwo się nadaję do tego, co jest moim pojęciem romantyczności.
Zaraz zrobię sobie kawę i wrócę do pielęgnowania swojej przyszłości przyswajając wiedzę

i skończe swój poemat, naprawdę.


Wystąpiłem z brzegów swojej rzeki
panteony rozciągające się z ramion moich
spłynęły powolną strugą wraz z nurtem
nie potrzeba się pysznić
to nie sprzyja podróży
już więcej schowany pod płucami
byt mętnego serca, które
jak winne i obfite  piwnice Saragossy
bordowe jest i cierpkie

niedziela, 27 października 2013

Dobrze.
Przeżyłem 4 słodkie dni.
Chodzenie spać o 5ej i chemia organiczna.
0 alkoholu
0 nikotyny
od tygodnia
Jedyne, czym się odurzałem to czysta wiedza. Ciężko było przerwać te okresy jadu alkaloidów i alkoholu w moich żyłach i miałem bardzo dużo momentów, w którym gotów byłem się po prostu zepsuć, ale nie. Powoli nad sobą zaczynam panować, stabilizuję się we wiedzy, która napiera na wszystkie emocjonalne aspekty mojego życia i przykrywa je ołowianym puchem.
Mój język staje się bardzo pusty, ma wiele luk. Semantycznych. Pompuję w niego zbyt dużo bezwartościowych określeń.
Na szczęście nie buduję już tak długich zdań jak zwykłem, nie mam już h(i)omerycznych tętnięć serca. Mam za to swoje własne, wypracowane, klarowne.

I myślę
albo nie,
wiem
samotność, czas własny, indywidualny, nieubarwiony żadnym obcym okiem jest czasem konstruktywnym. Ilekroć myślę, jak szybko i niepewnie poruszam się z jego wektorem, to coraz więcej swoich myśli postrzegam jako stratę czasu.
Myśli cenne, najpierwsze, są jak letarg, gdy wypręża się swoją klatkę piersiową, unosząc się na tafli jeziora. Po prostu przychodzą, tworzą, mają w sobie pewną siłę, której sie nie da opisać i zatrzymać. Wystarczy po prostu na chwilę pozwolić palcom przesuwać się po wypukłości klawiatury.

środa, 23 października 2013

Głód
głód mnie zmusza do pisania
głupota mnie mieli między swoimi zębami.
Czuję zapach swojego ciała, przenika moją skórę, dopiero nocą wynurzam się z siebie, całkowicie.
Oddałem już całego siebie, jestem niewymownie, naturalnie i pospolicie nudny. Nikt niczego ode mnie nie wymaga, a słowa, które wypowiadam są mdłe i nikomu niepotrzebne.
Zaszyję się w swoim poemacie, nad którym pracuję od..od tygodnia. Nawet siebie oszukuje, że moja poezja jest wzniosła, dopracowana, pełna.
W ogóle tak nie jest. Przypadkowe wymiociny po kartkach, nie wiem czy już cokolwiek umiem dobrze, jestem taki przytłoczony swoją przeciętnością.

niedziela, 6 października 2013

Świetnie.
Wytłumacz mi jak to jest, że nie mamy pojęcia kim jesteśmy, w jak dużym stopniu definiują otaczający nas ludzie.
Byłem w Krakowie na weekend i jednego dnia spotkałem tych, którzy towarzyszyli mi od gimnazjum, a nawet wcześniej, aż do dzisiaj.
Nie potrafiłem się zachować, wyrywałem elementy swojej osobowości i próbowałem je uściślić, rozminąć się z prawdą, przypomnieć sobie, jak dobrze było być blisko nich, a jednocześnie czułem się tak okropnie obcy i samotny w tym swoim behawiorze. Nie wiem dlaczego tak proste, ledwo uchwytne, a jednak wyłapywalne zmiany uruchamiają się z taką łatwością. Gdy się kumulują i zaczyna Cię przytłaczać świadomość,że nie masz pojęcia kim jesteś, chyba wybierasz tą drogę rozumowania - nie wiesz i tyle. Zajmij się sobą i swoją elastycznością, naciesz się tym, że potrafisz być. Z drugiej strony jednak jestem naładowany i dowartościowany - schlebia mi strasznie to, że mnie lubią, że jestem warty przebywania, że ich umiem rozbawić, zrozumieć. To jest taka łagodna przyjemność, błoga świadomość.

Teraz jest dobrze, wiesz, ogromnie dobrze, nie wiem jak mogłem siebie zagubić pod tym gąszczem poniedziałków i śród. Człowiek wolny jest naprawdę przepiękny. Czuję taki jing-jang, jakbym mógł się przytulić do osoby, którą byłęm przez ostatnie lata i zaakceptować ją, i jej ułomność, by w końcu się zlać we fluid czysty i prawdziwy, odpowiedni, zaplanowany i przemyślany. Mówi się, że trzeba jakoś gonić za tym, czego się pragnie, ja już za niczym nie gonię, nie muszę. Krew mi rozgrzewa każdy element ciała, a ja już nie jestem ciałem tylko mgłą, którą się roztaczam. Dzisiaj rano szedłem skacowany przez praktycznie puste krakowskie ulice i tak się czułem, ale nie był to cień, tylko dojrzewanie.

niedziela, 22 września 2013

Jak okruch pocałunku uwierający w sercu
odłamkiem lodu topiący się na myśl
że jesteśmy naprawdę. 

Okrwywam się Tobą zimną nocą
i próbuję sobie tłumaczyć jak niepowstrzymanie
Cię chciałem

czwartek, 22 sierpnia 2013

Czy jeśli wszystko już zabrane, niepewne i senne
to czy to jest jeszcze podróż
czy styksu ciche imie
pachnące żółcią jak chlebem.

Raczej mnie nie mami, ale oplata powoli i spokojnie, wszystko jest kwestią dogadania się ze sobą i z tym kim się jest, albo ma zamiar być. To wszystko jest proste jak wiązanie liter w długie języki słów. Nie ma w tym nic szczególnego. Słowo jest i zawsze było, zawsze można je przytulić, przywiązać, wtłoczyć do krwiobiegu cienką igłą neuronów. Może i ma to swój oddźwięk, ukróca proste i łatwe życie, ale jest cenne i mieni się i mami. Gdy raz się pozna, zrozumie i odetchnie głębokim jak rów na trumnę oddechem, wtedy jest łatwiej, przyjemniej.

weselej

sobota, 17 sierpnia 2013

Za chwilę skończę dwadzieścia lat, a przyszłe tygodnie są tak niepewne jak tylko powinny być.
Rośnie we mnie cichy spokój, po prostu. Czuję wszystko tak, jak bym chciał.
Żyję szybko i intensywnie, ale w ciągłym oczekiwaniu na progres, wiem, jestem pewien, cholernie pewien, że go nie dostrzegę, po paru miesiącach zrozumiem, że żyję inaczej i to będzie bezbłędne.

Czuję się tak beztrosko, jak tylko chciałbym się czuć.

Czy trzeba więcej ?

czwartek, 8 sierpnia 2013

Tak by to było

Ciąglę myślę o tym, że tryptaminy psują mi receptory, dlatego jestem tak cholernie nienasycony i bardziej podatny na ten bezład.
Albo po prostu dorastam, nasycam się bezładem, tak samo jak nasycałem się wszystkim innym do pewnego czasu, ale to chyba jednak te recetory i pojarane kable w mózgu.//

Spróbuj się przecisnąć, przetrawić, wywlecz wszystkie szwy z wnętrza swojej głowy, opatul się nimi, rozprowadź je po sobie, jak jedna kropla wody wpadająca w Twoje usta w 40-stopniowy upał
Muszę się przybliżyć do siebie, jeszcze tego nie rozumiem do końca, ale teraz zaczynam robić to co mogę, tj. dopiero zaczynam. Mam jeszcze chwile w ciągu tygodnia w których zagryzam wargi i czuję, że za moment się rozpadnę, że wypłucze mi się z głowy cało to uwielbienie do życia w ułamkach sekundy, ale powoli odsuwam to od siebie, sprowadzam do kilku oddechów, do szumu w wkradającego się w częstotliwości wszystkich myśli. To jest jak niechciane wspomnienie, jak koniec snu, zaraz przed obudzeniem, jak rozwiązywanie krzyżówki bez hasła, to wkradający się bezład, pętla myśli, zwykłe urojenie, którego nie da się od siebie odeprzeć, jeśli się nie potrafi panować nad swoim umysłem

Ja nie potrafię, wciąż się gubię, zaraz przed nasyceniem systemu kar i nagród się gubię, dlatego większość wysiłków wydaje mi się zbędna
ale teraz to wiem, teraz uwielbiam siebie za to, że umiem sobie poradzić, spróbuj tylko

tylko bólu nie da się współdzielić
wszystko inne jest proste, podzielne.

sobota, 22 czerwca 2013

wszystko się rozpływa
ja też się czuję już dosadnie, dogłębnie, wewnętrznie stopiony
i krew, i ciemność żył, tętnic, wszystko jest już jedną masą o metalicznym posmaku.

Jadę głucho autobusem i na szybie siada owad, oczy momentalnie się ogniskują i zdaję sobię sprawę z tego, jak mój organizm jest żywy, a jak dziury w mózgu i rozsupłane neurony tego mi nie udowadniają.
chcę kogoś, czegoś, po prostu
głupie uczucie, wrażenie, że na coś się czeka, złudne pragnienie posiadania celu
jako człowiek
jako jednostka
jako jedno z wielu indywiduów

a tak to spokojnie
tanie jedzenie
tani alkohol
ciche plany wietrzejące z moich ust

może jakaś rozpacz, zbytnie spowiadanie się, wymyślanie swojego życia na nowo
jakbym nie wiedział że jest już bardzo późno.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Co było jeszcze wczoraj, niepotrzebne dziś nikomu,
Ostatni kawy łyk, bo nie ma więcej kawy w domu.
Wszak przyjdzie, co przyjść musi, nadejdzie nieproszone,
Chleb z masłem zawsze spada na posmarowaną strone.

I jak, się pytam siebie.

Co się stało, gdzie utonęły, jaką ilością alkoholu zagaszono te bezbłędnie jasne oczy?
Cytnąłem cicho, w chwilę się przemieliłem, ale w porządku, już wiem, już rozumiem, jak to jest przepłakiwać popołudnia bez większego powodu, jak to jest nie radzić sobie z wymogami świata zewnętrznego, powoli uświadamiam sobie że staję się tym, czym nie powinienem nigdy być. Mdli mnie ta świadomość bezczynności, ten nieustanny brak szczęścia, niesprawdzające się definicje, które nocami dopracowywane okazały się przekłamywać nad kawą i chlebem, albo tylko nad kawą, albo nie

o pustym żołądku, braku pociągu do nasycenia życia, na wyrwanie się z ranka w nowy dzień, wielka próżnia w dalszym ciągu

przepłynęły te dni, godziny, ideały
jestem tak przeprany, już nic nie wiem
już nawet słów nie wiem
ubogi jestem na ciele i umyśle

koniecznie muszę zacząć pisać, może się ustabilizuję w słowach, może tak będzie łatwiej, zamiast umażania smutku wtłoczę go w dwa wersy
przecież tak będzie lepiej, do niczego mnie nie prowadzi, do niczego mnie nie ciągnie, czym jest ten pustostan, ta mgła z myśli, ta przykra nicość(...)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Time goes by.
Jest miejsce, które jest stanem, wykalibrowaniem, trafieniem w główną żyłę życia. Skutecznie je omijam wkłuwając się i pudłując. Zamist krwi ciągnę żółć i pulsuje mi głowa. Popijam jogurtem resztki chleba, coś mi się kojarzy, że mam wszystko czego mi potrzeba, że na tym etapie już mógłbym się zatrzymać i dożyć do pewnego wieku, a potem tylko wiatr omija marmur.
Ale jednak nie, bo to nie tak. Miałem robić wielkie rzeczy, napełniać serca, opisywać świat tak, jak nikt inny tego nie potrafi, podpalać głodne tygodnie ognikami wiedzy, co nad ranem sennie skrzypią o tym, że się zrobiło coś dla świata, czyli siebie.

Nie chce żeby mnie wyrzucili ze studiów, skąd mam czerpać wiedzę i siłę jak nie stamtąd?
Powoli i spokojnie - wracamy do matematyki wyższej, do rysowania przestrzeni między elektronami i jądrami. Abstrakcji.